W przedostatni dzień pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni pozwalamy sobie na odpoczynek już od samego rana i nie nastawiamy budzików. Wstajemy leniwie po 10.00, bez grama wyrzutów – w końcu to ostatni dzień, zamierzamy go spędzić na słodkim nicnierobieniu. Na śniadanie schodzimy do przestronnej kuchni, którą współdzielimy z gospodarzami. Pani domu – Mariko jest tego dnia w pracy, jednak jej mąż pracuje już tylko 3 dni w tygodniu i trafiamy w jego wolne okienko.
Autobus powoli pokonujący kolejne zakręty w spowitych mgłą rejonach Jeziora Chuzenji, dostarcza nas jednak ostatecznie cało na stację Nikko, gdzie wsiadamy w pociąg JR i jedziemy do naszej przesiadkowej stacji w Utsynomiyi. Yoko poleciła nam bowiem pierogi gyōza, z jakiś słynie to miasto, mające zresztą nawet pomnik (sic!) tego specjału na placu przed stacją. Odrobiliśmy wcześniej zadanie domowe i korzystając z Tripadvisora wybraliśmy na miejsce posiłku knajpkę Masashi.
Tripadvisor - Masashi
Bardzo zadowoleni z zakupu drewnianego prezentu w pobliskim sklepie, wracamy na nadjeziorną ścieżkę prowadzącą do budynków Ambasady Wielkiej Brytanii i Ambasady Włoch. Wkrótce mijamy 2 budynki, opustoszałe, znajdujące się za zamkniętymi drzwiami lekko przyrdzewiałych ogrodzeń. Przyglądamy się im z kilku stron, na próżno poszukując jakichkolwiek oznak funkcjonowania. Naszym zagadkowym spojrzeniom oraz szeptom na temat opcji przedostania się do budynków odpowiada głucha cisza. Idziemy dalej. Docieramy do punktu z kilkoma ławkami, toaletami i zamkniętym punktem gastronomicznym.
Rano mieszkanie opuszczamy razem z całą japońską rodziną. Mąż Yoko dojeżdża do pracy pociągiem niemal 2 godziny, znika więc jeszcze przed naszym zejściem na szybkie śniadanie. Tuż przed naszym wyjściem, w biegu charakterystycznym dla poniedziałkowego poranka, wyprawiane są dzieci. Od Yoko dowiadujemy się, że tutaj, w małej miejscowości nie funkcjonuje coś takiego jak szkolny autobus. Dzieci do szkoły docierają piechotą same – ale za to w małych, sąsiedzkich grupach, do których dołączają w miarę przemierzania ulic przez maluchów kolejni uczniowie.
W niedzielne przedpołudnie wysiedliśmy na stacji JR-Nikko, parę kroków od niej znajduje się stacja pociągów niezrzeszonych w ramach JR - bliżej otwartego dworca. Z niego z kolei odjeżdżają autobusy wożące turystów (których w tym miejscu w Japonii widzieliśmy chyba najwięcej, no może poza kilkoma świątyniami w Kyoto) po Nikko właśnie oraz dostarczających ich również na obrzeża Jeziora Chuenzji i do wodospadu Kegon Falls.
Zahaczamy najpierw o niewielki dworzec autobusowy, na którym stoją (już nie japońskie równe rzędy, a bardziej rozpierzchnięte grupki) oczekujący turyści.