Pierogowy pomnik i walizka pełna skarbów

Utsunomyia i zakupy w Tokio

MoniaMonia

Autobus powoli pokonujący kolejne zakręty w spowitych mgłą rejonach Jeziora Chuzenji, dostarcza nas jednak ostatecznie cało na stację Nikko, gdzie wsiadamy w pociąg JR i jedziemy do naszej przesiadkowej stacji w Utsynomiyi. Yoko poleciła nam bowiem pierogi gyōza, z jakiś słynie to miasto, mające zresztą nawet pomnik (sic!) tego specjału na placu przed stacją. Odrobiliśmy wcześniej zadanie domowe i korzystając z Tripadvisora wybraliśmy na miejsce posiłku knajpkę Masashi.

Tripadvisor - Masashi

Jesteśmy jednak w takiej fazie wygłodnienia, że rzucamy się najpierw na małą porcję pierożków już na stacji kolejowej. Lekko dokarmieni możemy wykonać 20 minutowy spacer do polecanego lokalu. A w zasadzie lokaliku. Miejsce jest małe, ma postać tradycyjnej knajpki z podłużnym stołem i widokiem na małą kuchnię oraz przyrządzane w niej specjały. Stoimy w kilkuosobowej kolejce i grzecznie czekamy aż przyjdzie na nas pora. W trakcie tego postoju wychodzi do nas (i innych oczekujących) pracownica zbierająca już na dworze zamówienia. Z pomocą dziewczyny stojącej przed nami (oferowane 3 rodzaje pierogów są objaśnione tylko po japońsku) decydujemy się na pierożki smażone i gotowane. Chwilę później tłum się przerzedza i udaje nam się nawet usiąść. Jedzenie jest śmiesznie tanie (za 5 sztuk średniej wielkości pierożków gyoza płacimy zaledwie 200 yenów) i naprawdę pyszne! Konsumujemy każdy po 1 porcji, 2 zabieramy na wynos.

CIEKAWE 💡
Pierogi gyōza (nazwa japońska, w Chinach znane są pod określeniem jaozi) - to tradycyjne danie pochodządze z Chin, spopularyzowane również w innych krajach Dalekiego Wchodu. Głównym składnikiem farszu jest zwykle kapusta pekińska oraz mięso, często dodawany jest imbir, cebula, czosnek, sos sojowy, olej zsezamowy czy szczypior cebulowy. Są tradycyjnym daniem spożywanym podczas chińskiego Nowego Roku. W Japonii z pierożków gyōza słyną dwa miasta - Utsunomiya w prefekturze Tochigi i Hamamatsu w prefekturze Shizuoka, ktore corocznie walczą o tytuły konsumenckie.

Pierożki gyōza występują w 3 głównych odmianach:

  • Yaki gyōza - pierogi smażone na gorącej patelni, najbardziej popularne i zwykle podawane chrupiącą skórką do góry
  • Sui gyōza - wariant mniej popularny podawany w chińskich restauracjach i wyspecjalizowanych japońskich knajpkach, są to pierożki gotowane, podane zwykle w miasce z bulionem
  • Age gyōza - wersja pierogów smażona w głębokim tłuszczu, najmniej powszechna, podawana wyłącznie w Chinach oraz wyspecjalizowanych w przygotowaniu gyōza punktach w Japonii

Po dotarciu do domu, Yoko oznajmia nam, że wybraliśmy jedno z dwóch miejsc z najsmaczniejszymi pierożkami i długoletnią historią na rynku. Dumni z naszego smacznego wyboru padamy na futony i idziemy równie smacznie spać.

Rano pakujemy się, a Yoko – wyprawiwszy wcześniej dzieci i męża, oferuje nam podwózkę na stację. Żegnamy się z niedosytem – tak bardzo chcielibyśmy zostać w tym spokojnym miejscu na ziemi jeszcze dzień lub dwa i spędzić trochę czasu z uroczymi ludźmi. Ściskamy się jak dobrzy znajomi i życząc sobie powodzenia, z łezką w oku podążamy do naszego pociągu do Utsynomyi, a potem do Tokio – wracamy bowiem po raz ostatni przed wyjazdem na łono zatłoczonego, ruchliwego miasta.

Tokio

Plan na ten dzień jest bardzo komercyjny – zamierzamy kupować. Wszystko, co słodkie, słone, zielone i ciekawe. I walizkę, do której to WSZYSTKO można by wpakować. Pomiędzy tym, jakże urozmaiconym, planem jest jeszcze miejsce na odwiedziny w sklepach ze sprzętem – głównie aparatami fotograficznymi i obiektywami.

Zanim jednak ruszymy w miasto zostawiamy w szafkach na głównym dworcu w Tokio nasze plecaki.

Potem już płyniemy pomiędzy kolejnymi sklepami – najpierw w poszukiwaniu walizki podręcznej (którą udaje nam się kupić ostatnim zapasem gotówki, jakiego pozbywamy się z niechęcią, po 3 nieudanych transakcjach różnymi kartami – jedna ze zbyt małym limitem, druga z zakończonym parę dni wcześniej terminem ważności, trzecia z przyczyny niewiadomej). Wyposażeni w odpowiednie narzędzie nabywcze, jesteśmy gotowi na zakupowe łowy. Ogarniamy się z tym celem dosyć szybko i dosyć sprawnie – głównie w dwóch większych marketach, które w zupełności zaspokajają nasze, głównie spożywcze, potrzeby :)

WAŻNE 🔔
W wielu sklepach spożywczych, z kosmetykami, elektroniką itp. produkty, których łączna wartość przekracza 5000 yenów zyskują zniżkę (8% - wartość podatku), pod warunkiem, że się ich nie otwiera/używa w Japonii. Takie zakupy są pakowane w przezroczyste torby, lakowane czerwoną taśmą i w takim stanie muszą przetrwać aż do poworotu do domu. Rachunek (szczegółowy) zostaje natomiast wpięty do paszportu.

Wszystko ląduje w naszej walizce, którą będziemy nadawać w ramach bagażu podręcznego. Nasz spożywczy souvenir’owy pakunek zawiera między innymi:

  • moje ukochane (zapamiętane jeszcze z odległego w czasie wyjazdu do Chin) Pocky – paluszki maczane w różnych rodzajach czekolady
  • zieloną herbatę, w tym naszą faworytkę –Matcha Milk drobno mielony proszek z dodatkiem mleka
  • niezliczoną ilość smakołyków z dodatkiem zielonej matchy właśnie – oreo z zielonym nadzieniem, trawiaste Kit-katy, groszkowo-zielone pianki marshmallow,, czekolady, gumy do żucia, cukierki, orzeszki w posypce z matchy i wiele wiele innych
  • słone, puszyste chipsy
  • różnokolorowe ciastka i cukierki
  • suszone kalmary, sardynki i inne dziwności o woni pokarmu dla rybek

Do walizki pakujemy potem jeszcze w zasadzie wszystkie pamiątki zgromadzone podczas wyjazdu, żeby mieć pewność, że wszystkie skarby polecą z nami w kabinie.

Kiedy nasza misja zakupowa - zostaje zakończona (prawie – nie udało nam się, mimo dodatkowego, godzinnego spaceru po okolicy w tym celu, znaleźć parasolki – gejszy, którą upatrzyłam sobie na początku wyjazdu, a której nie kupiłam od razu) całkowitym sukcesem wracamy na główną stację Tokyo-Station i zabieramy z szafek nasze plecaki.

Yotsukaido

Objuczeni bagażem ruszamy do naszej ostatniej przed wylotem destynacji – jest to niewielka miejscowość Yotsukaido, położona w zlokalizowanej na wschód od Tokyo prefekturze Chiba. Po niecałej godzinie (bezpośrednie połączenie JR Sobu Line) wysiadamy na stacji i czekamy na naszą kolejną gospodynię, która odbiera nas po paru minutach.

Podjeżdżamy pod jeszcze większy od poprzedniego dom. Do budynku przylega też całkiem spory ogród, którego strzeże niezbyt zainteresowany gośćmi biały pies, o długim tułowiu i krótkich nóżkach. Dom jest dwupiętrowy i poza lokum dla rodziny, ma dwa pokoje, jakie można wynająć. Pierwszy z nich – nasz – znajduje się na piętrze. W pokoju mieszczą się dwa, pojedyncze europejskie łóżka. Drugi pokój – o którym dowiadujemy się tuż przed przybyciem, (wchodzimy w profil naszego hosta na airbnb) to typowa przestrzeń w japońskim stylu z matami, futonami, przedsionkiem z niskim stolikiem, płaskimi pięknie zdobionymi poduszkami do siedzenia oraz całą masą pięknych, prostych i nadających wyjątkowego charakteru dodatków. Dzięki uprzejmości naszych gospodarzy, po pierwszym noclegu w zarezerwowanym pokoju „europejskim”, zostajemy tam przeniesieni na drugą (i ostatnią w Japonii) noc.

Pierwszego dnia pobytu w Yotsukaido robimy tylko mały spacer, głównie po zakupy. Poprzednie zajęcia dnia (podróż z Nikko do Tokyo, zakupy i transport do Yotsukaido) zajęły nam trochę czasu i został nam tylko kawałek wieczoru. Kolejny dzień zamierzamy spędzić na słodkim lenistwie, od jakiego zupełnie odwykliśmy podczas azjatyckiej podróży.