Park etnograficzny i rzut okiem (teleskopu) na Słońce
Piramidy w Güímar i Obserwatorium Astrofizyczne Teide
Po słonecznym dniu, w którym spakowaliśmy wycieczkę po drogach wsi Masca i podziwianie z różnych perspektyw monumentalnych klifów Los Gigantes, czekał na nas kolejny rozświetlony dzień, z niewieloma chmurami na nieboskłonie (który interesował nas w tym dniu szczególnie). Po śniadaniu z tradycyjnym już od kilku dni (ale nie mogącym nam się znudzić) widokiem na masyw górski Anaga, ruszyliśmy więc w kierunku wschodniego wybrzeża wyspy.
Piramidy w Güímar
Po około 40 minutach drogi jesteśmy na miejscu. Turystów jest naprawdę niewielu – w trakcie 1,5 godzinnego pobytu w kompleksie spotkamy raczej garstki osób. Ogrody przyległe do budynków w których znajdują się różne eksponaty i rysy historyczne będą niemalże bezludne.
Grupa piramid znajdująca się w Güímarze to sześć budowli piramid kamiennych, wzniesionych na postawie prostokąta. Piramidy są niskie, rozłożyste i nie robią jakiegoś oszałamiającego wrażenia. Przyjemnie jest natomiast pospacerować po terenach całego parku – obfitego w rozległe ogrody, w których prężą się dumnie dorodne, często endemiczne gatunki roślin. Jedna z wytyczonych ścieżek nosi na przykład nazwę Kanaryjskiego Szlaku Botanicznego.
W kompleksie znajduje się kilka budynków w których zgromadzone są różne eksponaty czy wycinki historyczne. Ścieżka spacerowa prowadząca przez kolejne pomieszczenia jest przemyślana chociażby pod kątem kierunku podążania – wątpliwości rozwiewają pojawiające się co rusz symbole stópek na podłodze. Ponieważ na temat samych miejscowych piramid nie ma zbyt obfitych informacji, a coś na wystawach pokazać trzeba – wybrnięto z tego całkiem sprytnie. I tak, jedna ze ścieżek wystawowych prowadzi nas przez różne kontynenty i rozmaite okresy dziejów, prezentując wszystkie odkryte do tej pory piramidy na świecie. Znajdziemy więc porównania architektoniczne, ciekawostki archeologiczne czy osadzenie tych, fascynujących od lat grobowców i świątyń na mapie świata. Dodatkowo, co jakiś czas spoglądają również na nas egzotyczne zwierzęta z drewna czy z kamienia ☺
W innym budynku mogliśmy z kolei bliżej zapoznać się z Thorem Heyerdahlem – słynnym norweskim etnografem i podróżnikiem, którego sylwetka, publikacje i ekscytujące wyprawy są bardzo szeroko udokumentowane dziesiątkami zdjęć. Życiorys Norwega jest niezwykle ciekawy i obfity w liczne ekspedycje, z których najsłynniejsza to tzw. Wyprawa Kon-Tiki. Repliki słynnej łodzi, na której przemierzył wraz z kilkuosobową ekipą ocean, możemy obejrzeć w ramach ekspozycji. W budynku skupiającym się wokół sylwetki i podróży norweskiego podróżnika znajdowała się również sala kinowa z prezentacjami o określonych godzinach.
W jednej z gablot znajduje się kawałek oryginalnej liny żeglarskiej z łodzi, na której Norweg z niewielką załogą przeprawił się przez ocean.
Dlaczego sylwetka Norwega została przywołana i szeroko przedstawiona na Teneryfie? A no dlatego, że miał on swój (spory zresztą) udział w dowiedzeniu, iż tamtejsze piramidy nie mogą stanowić jedynie przypadkowej zbieraniny kamieni ułożonej na stosie. Odkrywca wskazał na specyficzną obróbkę kamieni (a w zasadzie skał wulkanicznych, bo to one są ich budulcem w Güímarze) oraz zwrócił uwagę na względu astronomiczne jakie musiały być brane pod uwagę przy ich konstrukcji. Piramidy są bowiem zorientowane ku słońcu zarówno podczas letnich, jak i zimowych przesileń. W momencie przesilenia letniego widok z najwyższej piramidy jest niezwykły – zapewnia podwójny zachód słońca, które chowa się po kolei za dwoma szczytami. Z kolei podczas przesilenia zimowego, z piramid możliwe jest oglądanie wschodu słońca.
Dodatkowym powodem poświęcenia osobnej ekspozycji może być fakt, że Norweg był założycielem parku etnograficznego w Güímar.
Ostatnim punktem jaki czekał na nas w kompleksie Güímar był Zatruty Ogród. Znajdują się w nim rośliny o różnym stężeniu trujących substancji – oznaczone siłą trucizny i niebezpieczeństwa dla człowieka w czterostopniowej skali (od poziomu niskiego dotyczącego zagrożenia wziewmnego mogącego spowodować problemy z oddychaniem, aż po silnie trujące – a w skrajnych przypadkach prowadzące do śmierci (po spożyciu). Na 1500 metrów kwadratowych zebrano ponad 70 toksycznych gatunków roślin, z których część dysponuje wręcz śmiercionośnymi substancjami. Niejednokrotnie florę możemy kojarzyć z naszych ogródków czy domowych doniczek. Równie często toksyczni towarzysze naszego otoczenia potrafią zachwycić pięknem barw czy kształtów.
Wśród szkodliwych roślin znalazł się też rącznik pospolity, który zawiera rycynę - białko o wysokiej toksyczności. Znajduje się ona w każdej części rośliny, choć najbardziej “bogate” w toksyczną substancję są jej nasiona.
Po nasyceniu się (oczywiście tylko wzrokowym) kolorowym Trującym Ogrodem, wskoczyliśmy w nasze wielobarwne auto i ruszyliśmy w głąb wyspy, aby zbliżyć się jeszcze bardziej do (prężącego się tego dnia w pełnej krasie) słońca..
OBSERWATORIUM ASTROFIZYCZNE TEIDE
Trasa prowadząca do obserwatorium jest bardzo malownicza i dostarcza wielu wrażeń estetycznych. Cały kompleks jest położony na sporej wysokości, na którą trzeba się autem „wspiąć” co czuć oraz widać – za oknem co rusz wyłaniają się zza zakrętów kolejne zapierające dech w piersiach panoramy. Obserwatorium ulokowane jest na wysokości 2390 metrów n.p.m i wizyta z pewnością stanowi swojego rodzaju test organizmu na spotkanie z bardziej rozrzedzonym powietrzem.
Górujący nad wyspą wulkan Teide rysuje się podczas trasy dojazdowej (kierowaliśmy się ze wschodu na zachód, trasą TF-24) bardzo wyraźne na horyzoncie i pomimo słonecznej aury jaka towarzyszy nam od kilku dni – nadal na szczycie przyozdobiony jest gęstą, białą, śnieżną czapą.
Poniżej podajemy namiary na stronę, przez którą można zamówić bilety oraz zbierającą szczegółowe informacje dotyczące grafiku wizyt:
guided visit of the observatory
Z informacji jakie otrzymaliśmy po elektronicznym zarezerwowaniu wycieczki z anglojęzycznym przewodnikiem (jest jeszcze opcja zwiedzania w języku hiszpańskim oraz niemieckim i francuskim – przewodnicy posługujący się dwoma ostatnimi językami są jednak dostępni wyłącznie w pojedyncze dni) wiedzieliśmy, że na miejscu powinniśmy pojawić się 20 minut przed planowaną godziną zwiedzania. Dodatkowo, nie można oczywiście wjechać na teren obserwatorium samodzielnie – należy grzecznie poczekać na pracownika, który wyjdzie nam na spotkanie – według informacji – 30 minut przed planowaną wycieczką.
Kiedy podjeżdżamy bliżej zabudowań ustawiamy się w niewielkiej kolejce około 8-10 aut i czekamy na pozwolenie na wjazd. Wszystkie samochody muszą stać jeden za drugim, pracownik weryfikuje poprawność potwierdzonych zgłoszeń i potem czekamy już na sygnał do ruszenia. Zostajemy poinstruowani, że mamy jechać w bliskiej odległości od siebie, około 20 km/h. Kiedy zbliża się godzina, na którą byliśmy zapisani - brama zostaje otwarta, wjeżdżamy na teren obserwatorium i parkujemy we wskazanym miejscu.
Następnie pierwszy z naszych przewodników opowiada nam o całym kompleksie, wprowadza nas w klimat miejsca i oddaje w ręce młodszego kolegi, z którym udajemy się już do wnętrza jednego z budynków. Tam oglądamy komentowaną przez pracownika prezentację wzbogaconą o kosmiczne kadry oraz owoce pracy tutejszych urządzeń.
Widok białych budynków obserwatorium na tle iście marsjańskiego pejzażu robi naprawdę niesamowite wrażenie. Biel zabudowań jest celowa – minimalizuje proces nagrzewania, który mógłby pogorszyć wydajność urządzeń i jakość rejestrowanych obrazów.
Teleskopy, które monitorują niebo przebywają na Teneryfie na kontraktach – są własnością różnych państw i po zakończonym czasie określonym w umowie opuszczają wyspę. W zamian za udostępnianie tak atrakcyjnego miejsca do astronomicznych obserwacji Hiszpanii przysługuje 20% czasu obserwacyjnego.
Po 15 minutowej prezentacji czujemy się już wprowadzeni w astrofizyczny klimat i udajemy się na spotkanie ze Słońcem.
Na zewnątrz zabudowań stoją 2 teleskopy, które umożliwiają spojrzenie na centralną gwiazdę układu słonecznego. Widok z pierwszego teleskopu był … bardzo zwyczajny - słońce jawiło się jako mała, pomarańczowa kropka. Drugie urządzenie obrazowało z kolei wycinek słońca w powiększeniu, dzięki czemu można było dostrzec widok przypominający nam (oczywiście wcześniej widziany tylko na fotografiach) rozbłysk słoneczny.
Teleskopy, przez które każdy w uczestników wycieczki mógł rzucić okiem na słońce, wyposażone w odpowiednie, silne filtry – dzięki czemu takie spojrzenie jest dla człowieka w ogóle możliwe. W celu zademonstrowania nam, jak niebezpieczne byłoby oglądanie słońca przez soczewkę bez filtra, nasz przewodnik wyjął go na moment i przyłożył do szkła kawałek rosnącej na uboczu rośliny.
Na koniec wchodzimy jeszcze do wnętrza pomieszczenia z teleskopem Carlos Sanches, który kryje w sobie (dosłownie) ciekawą historię. Jest to bowiem maszyna zbudowana między innymi z części statków i czołgów pochodzących z drugiej wojny światowej. Teleskop powstał jako prototyp takiego urządzenie na Hawajach, jednak (jak to z „przejściowymi” rozwiązaniami bywa) pozostał na dłużej. Jest sprawnym i dobrze działającym sprzętem, którzy nadal dostarcza (a został zbudowany przez Brytyjczyków w 1971 roku) dobrej jakości obrazów. Nazwa urządzenia to hołd oddany hiszpańskiemu astrofizykowi Carlosowi Sánchez Magro.
Wizyta kończy się po zapowiedzianym czasie około 90 minut, cała grupa pakuje się więc w auta i wyjeżdżamy z terenów obserwatorium.
Jako, że w drodze powrotnej nic nas już nie goniło (no, może poza lekkim głodem), postanowiliśmy się jeszcze zatrzymać w kilku miejscach i pokontemplować niezwykłe krajobrazy jakie funduje okolica. Wiatr chciał nam urwać głowy (co, jak okazało się później, było znamienne dla wysokości ponad 2000 metrów nad poziomem morza i towarzyszyło nam również w drodze na wulkan).
Niemniej jednak opatuleni w kurtki z kapturami, poza kilkoma przystankami ze względów estetycznych, zrobiliśmy również praktyczny postój – na rekonesans w rejonie wejścia na ścieżkę prowadzącą na wulkan. Już wtedy uderzyła nas bardzo mała ilość miejsc postojowych na parkingu zlokalizowanym na początku pieszej trasy na Pico del Teide.
Dzień zakończyliśmy mając w pamięci przepiękne panoramy, miękkie chmury osadzające się na zboczach gór, przeganiane raz po raz podmuchami wiatru, surową roślinność i ciepłe barwy nieba, poddającego się zachodzącemu leniwie słońcu.