Park etnograficzny i rzut okiem (teleskopu) na Słońce

Piramidy w Güímar i Obserwatorium Astrofizyczne Teide

MoniaMonia

Po słonecznym dniu, w którym spakowaliśmy wycieczkę po drogach wsi Masca i podziwianie z różnych perspektyw monumentalnych klifów Los Gigantes, czekał na nas kolejny rozświetlony dzień, z niewieloma chmurami na nieboskłonie (który interesował nas w tym dniu szczególnie). Po śniadaniu z tradycyjnym już od kilku dni (ale nie mogącym nam się znudzić) widokiem na masyw górski Anaga, ruszyliśmy więc w kierunku wschodniego wybrzeża wyspy.

Piramidy w Güímar

Po około 40 minutach drogi jesteśmy na miejscu. Turystów jest naprawdę niewielu – w trakcie 1,5 godzinnego pobytu w kompleksie spotkamy raczej garstki osób. Ogrody przyległe do budynków w których znajdują się różne eksponaty i rysy historyczne będą niemalże bezludne.

WAŻNE 🔔
Wejście do kompleksu obejmującego ogrody, piramidy, oraz liczne wystawy jest czynne codziennie od 9.30 – 18.00. Park etnograficzny zamknięty jest jedynie 25 grudnia oraz 1 stycznia. Bilety można nabyć w dwóch głównych wariantach – tylko do piramid i parku oraz do wszystkich ekspozycji (w tym „Zatrutego Ogrodu”). Pierwszy wariant to koszt 11 euro/osoba dorosła. W przypadku drugiej opcji wydamy 18 euro/dorosły. Za dziecko w przedziale 9-12 lat zapłacimy bez względu na wariant 5,5 euro, a młodzi odwiedzający poniżej 9 roku życia wchodzą bez opłat.

Grupa piramid znajdująca się w Güímarze to sześć budowli piramid kamiennych, wzniesionych na postawie prostokąta. Piramidy są niskie, rozłożyste i nie robią jakiegoś oszałamiającego wrażenia. Przyjemnie jest natomiast pospacerować po terenach całego parku – obfitego w rozległe ogrody, w których prężą się dumnie dorodne, często endemiczne gatunki roślin. Jedna z wytyczonych ścieżek nosi na przykład nazwę Kanaryjskiego Szlaku Botanicznego.

CIEKAWE 💡
Piramidy w Güímarze przez długi czas były uważane za przypadkowe sterty kamieni odkładanych bardzo często w zbliżony sposób przez kanaryjskich rolników. Podobne zbiorowiska kamieni można było spotkać na wyspie. Później były one rozbierane, a kamienie używane w roli materiału budowlanego. Z dziewięciu piramid w Güímarze ostało się sześć, które aktualnie można odwiedzać niemalże przez cały rok.

W kompleksie znajduje się kilka budynków w których zgromadzone są różne eksponaty czy wycinki historyczne. Ścieżka spacerowa prowadząca przez kolejne pomieszczenia jest przemyślana chociażby pod kątem kierunku podążania – wątpliwości rozwiewają pojawiające się co rusz symbole stópek na podłodze. Ponieważ na temat samych miejscowych piramid nie ma zbyt obfitych informacji, a coś na wystawach pokazać trzeba – wybrnięto z tego całkiem sprytnie. I tak, jedna ze ścieżek wystawowych prowadzi nas przez różne kontynenty i rozmaite okresy dziejów, prezentując wszystkie odkryte do tej pory piramidy na świecie. Znajdziemy więc porównania architektoniczne, ciekawostki archeologiczne czy osadzenie tych, fascynujących od lat grobowców i świątyń na mapie świata. Dodatkowo, co jakiś czas spoglądają również na nas egzotyczne zwierzęta z drewna czy z kamienia ☺

W innym budynku mogliśmy z kolei bliżej zapoznać się z Thorem Heyerdahlem – słynnym norweskim etnografem i podróżnikiem, którego sylwetka, publikacje i ekscytujące wyprawy są bardzo szeroko udokumentowane dziesiątkami zdjęć. Życiorys Norwega jest niezwykle ciekawy i obfity w liczne ekspedycje, z których najsłynniejsza to tzw. Wyprawa Kon-Tiki. Repliki słynnej łodzi, na której przemierzył wraz z kilkuosobową ekipą ocean, możemy obejrzeć w ramach ekspozycji. W budynku skupiającym się wokół sylwetki i podróży norweskiego podróżnika znajdowała się również sala kinowa z prezentacjami o określonych godzinach.

W jednej z gablot znajduje się kawałek oryginalnej liny żeglarskiej z łodzi, na której Norweg z niewielką załogą przeprawił się przez ocean.

CIEKAWE 💡
Wyprawa Kon-Tiki (od nazwy tratwy, na której się odbyła), stanowiła pionierską próbę udowodnienia przez Thora Heyerdahla tezy na temat możliwości skolonizowania Polinezji Francuskiej przez ludność z Ameryki Południowej – a więc od wschodniej strony. Teza ta była podważana przez większość antropologów ze względu na niemożliwość przepłynięcia takiego odcinka na prehistorycznych łodziach. Heyerdahl wybrał się więc w podróż na prymitywnej łodzi z drewna balsy (tzw. ogorzałki wełnistej – o sprężystym i odpornym, a jednocześnie elastycznym i lekkim drewnie – dwukrotnie lżejszym od korka). Wyprawa zakończyła się sukcesem żeglarskim (dotarcie do celu), literackim (wspomnienia Norwega z podróży szybko osiągnęły rangę bestselleru i zostały przetłumaczone na 70 języków) oraz filmowym (dokument z wyprawy doczekał się w na początku lat 50-tych Oscara).

Dlaczego sylwetka Norwega została przywołana i szeroko przedstawiona na Teneryfie? A no dlatego, że miał on swój (spory zresztą) udział w dowiedzeniu, iż tamtejsze piramidy nie mogą stanowić jedynie przypadkowej zbieraniny kamieni ułożonej na stosie. Odkrywca wskazał na specyficzną obróbkę kamieni (a w zasadzie skał wulkanicznych, bo to one są ich budulcem w Güímarze) oraz zwrócił uwagę na względu astronomiczne jakie musiały być brane pod uwagę przy ich konstrukcji. Piramidy są bowiem zorientowane ku słońcu zarówno podczas letnich, jak i zimowych przesileń. W momencie przesilenia letniego widok z najwyższej piramidy jest niezwykły – zapewnia podwójny zachód słońca, które chowa się po kolei za dwoma szczytami. Z kolei podczas przesilenia zimowego, z piramid możliwe jest oglądanie wschodu słońca.

Dodatkowym powodem poświęcenia osobnej ekspozycji może być fakt, że Norweg był założycielem parku etnograficznego w Güímar.

Ostatnim punktem jaki czekał na nas w kompleksie Güímar był Zatruty Ogród. Znajdują się w nim rośliny o różnym stężeniu trujących substancji – oznaczone siłą trucizny i niebezpieczeństwa dla człowieka w czterostopniowej skali (od poziomu niskiego dotyczącego zagrożenia wziewmnego mogącego spowodować problemy z oddychaniem, aż po silnie trujące – a w skrajnych przypadkach prowadzące do śmierci (po spożyciu). Na 1500 metrów kwadratowych zebrano ponad 70 toksycznych gatunków roślin, z których część dysponuje wręcz śmiercionośnymi substancjami. Niejednokrotnie florę możemy kojarzyć z naszych ogródków czy domowych doniczek. Równie często toksyczni towarzysze naszego otoczenia potrafią zachwycić pięknem barw czy kształtów.

Wśród szkodliwych roślin znalazł się też rącznik pospolity, który zawiera rycynę - białko o wysokiej toksyczności. Znajduje się ona w każdej części rośliny, choć najbardziej “bogate” w toksyczną substancję są jej nasiona.

CIEKAWE 💡
Najsłynniejsze użycie rycyny miało miejsca podczas trzeciej, udanej próby zamachu na bułgarskiego dysydenta Georgija Markowa. Został on zaczepiony przez nieznajomego na przystanku autobusowym i potrącony w łydkę parasolem. W rzeczywistości był to specjalnie skonstruowany przez laboratoria chemiczne oraz techniczne KGB tzw. bułgarski parasol, którego końcówka wyposażona jest w wysuwaną igłę, z której z kolei wystrzliwana zostaje kulka z trucizną.

Po nasyceniu się (oczywiście tylko wzrokowym) kolorowym Trującym Ogrodem, wskoczyliśmy w nasze wielobarwne auto i ruszyliśmy w głąb wyspy, aby zbliżyć się jeszcze bardziej do (prężącego się tego dnia w pełnej krasie) słońca..

OBSERWATORIUM ASTROFIZYCZNE TEIDE

Trasa prowadząca do obserwatorium jest bardzo malownicza i dostarcza wielu wrażeń estetycznych. Cały kompleks jest położony na sporej wysokości, na którą trzeba się autem „wspiąć” co czuć oraz widać – za oknem co rusz wyłaniają się zza zakrętów kolejne zapierające dech w piersiach panoramy. Obserwatorium ulokowane jest na wysokości 2390 metrów n.p.m i wizyta z pewnością stanowi swojego rodzaju test organizmu na spotkanie z bardziej rozrzedzonym powietrzem.

Górujący nad wyspą wulkan Teide rysuje się podczas trasy dojazdowej (kierowaliśmy się ze wschodu na zachód, trasą TF-24) bardzo wyraźne na horyzoncie i pomimo słonecznej aury jaka towarzyszy nam od kilku dni – nadal na szczycie przyozdobiony jest gęstą, białą, śnieżną czapą.

WAŻNE 🔔
Wizytę w obserwatorium należy zarezerwować sobie z odpowiednim wyprzedzeniem. My złożyliśmy rezerwację około miesiąca przed wyjazdem. Pamiętajcie, żeby mieć również ze sobą wydrukowane lub zapisane na telefonie potwierdzenie zakupu biletów – jest ono absolutnie konieczne, żeby w ogóle wjechać na teren obserwatorium. Do obserwatorium nie dojeżdża transport publiczny, więc najlepszym wyjściem jest dojazd wypożyczonym samochodem lub autokarem – w ramach zorganizowanej wycieczki. Wizyta w obserwatorium to koszt 21 euro/osoba, a czas jej trwania to około 1,5 godziny.

Poniżej podajemy namiary na stronę, przez którą można zamówić bilety oraz zbierającą szczegółowe informacje dotyczące grafiku wizyt:

guided visit of the observatory

Z informacji jakie otrzymaliśmy po elektronicznym zarezerwowaniu wycieczki z anglojęzycznym przewodnikiem (jest jeszcze opcja zwiedzania w języku hiszpańskim oraz niemieckim i francuskim – przewodnicy posługujący się dwoma ostatnimi językami są jednak dostępni wyłącznie w pojedyncze dni) wiedzieliśmy, że na miejscu powinniśmy pojawić się 20 minut przed planowaną godziną zwiedzania. Dodatkowo, nie można oczywiście wjechać na teren obserwatorium samodzielnie – należy grzecznie poczekać na pracownika, który wyjdzie nam na spotkanie – według informacji – 30 minut przed planowaną wycieczką.

WAŻNE 🔔
Jeżeli wybraliście opcję z własnym dojazdem (jest jeszcze dostępna wersja oferująca „pick-up”) to przed obserwatorium musicie się zmaterializować przynajmniej 20 minut przed rozpoczęciem wizyty. Zasada ta jest respektowana i po upływie tego czasu możliwe jest jedynie zaczekanie na kolejną wizytę i liczenie, że znajdzie się dla nas miejsce. Warto więc wybrać się w drogę z odpowiednim zapasem czasu.

Kiedy podjeżdżamy bliżej zabudowań ustawiamy się w niewielkiej kolejce około 8-10 aut i czekamy na pozwolenie na wjazd. Wszystkie samochody muszą stać jeden za drugim, pracownik weryfikuje poprawność potwierdzonych zgłoszeń i potem czekamy już na sygnał do ruszenia. Zostajemy poinstruowani, że mamy jechać w bliskiej odległości od siebie, około 20 km/h. Kiedy zbliża się godzina, na którą byliśmy zapisani - brama zostaje otwarta, wjeżdżamy na teren obserwatorium i parkujemy we wskazanym miejscu.

Następnie pierwszy z naszych przewodników opowiada nam o całym kompleksie, wprowadza nas w klimat miejsca i oddaje w ręce młodszego kolegi, z którym udajemy się już do wnętrza jednego z budynków. Tam oglądamy komentowaną przez pracownika prezentację wzbogaconą o kosmiczne kadry oraz owoce pracy tutejszych urządzeń.

CIEKAWE 💡
Obserwatorium Astrofizyczne Teide znajduje się pośród trzech najlepszych na świecie miejsc do obserwacji naszego nieboskłonu. Na podium znajdują się również obiekty na Hawajach oraz w Chile. Poza obserwatorium na Teneryfie, drugi tego rodzaju kompleks znajduje się na sąsiedniej wyspie La Palma, a wspólnie należą do Instytutu Astrofizyki Wysp Kanaryjskich.

Widok białych budynków obserwatorium na tle iście marsjańskiego pejzażu robi naprawdę niesamowite wrażenie. Biel zabudowań jest celowa – minimalizuje proces nagrzewania, który mógłby pogorszyć wydajność urządzeń i jakość rejestrowanych obrazów.

Teleskopy, które monitorują niebo przebywają na Teneryfie na kontraktach – są własnością różnych państw i po zakończonym czasie określonym w umowie opuszczają wyspę. W zamian za udostępnianie tak atrakcyjnego miejsca do astronomicznych obserwacji Hiszpanii przysługuje 20% czasu obserwacyjnego.

CIEKAWE 💡
Wśród urządzeń rozsianych po włościach obserwatorium znajduje się teleskop solarny GREGOR – największy tego typu teleskop w Europie i trzeci pod względem wielkości na świcie. Maszyna ta zbiera pomiary o wysokiej dokładności, dotyczące pola magnetycznego oraz ruchu gazów w fotosferze słonecznej. Kolejnym z urządzeń jest teleskop SONG, który służy do nocnej obserwacji nieba, skupiając się przede wszystkim na badaniu gwiazd oraz układów planetarnych wokół nich.

Po 15 minutowej prezentacji czujemy się już wprowadzeni w astrofizyczny klimat i udajemy się na spotkanie ze Słońcem.

Na zewnątrz zabudowań stoją 2 teleskopy, które umożliwiają spojrzenie na centralną gwiazdę układu słonecznego. Widok z pierwszego teleskopu był … bardzo zwyczajny - słońce jawiło się jako mała, pomarańczowa kropka. Drugie urządzenie obrazowało z kolei wycinek słońca w powiększeniu, dzięki czemu można było dostrzec widok przypominający nam (oczywiście wcześniej widziany tylko na fotografiach) rozbłysk słoneczny.

Teleskopy, przez które każdy w uczestników wycieczki mógł rzucić okiem na słońce, wyposażone w odpowiednie, silne filtry – dzięki czemu takie spojrzenie jest dla człowieka w ogóle możliwe. W celu zademonstrowania nam, jak niebezpieczne byłoby oglądanie słońca przez soczewkę bez filtra, nasz przewodnik wyjął go na moment i przyłożył do szkła kawałek rosnącej na uboczu rośliny.

Na koniec wchodzimy jeszcze do wnętrza pomieszczenia z teleskopem Carlos Sanches, który kryje w sobie (dosłownie) ciekawą historię. Jest to bowiem maszyna zbudowana między innymi z części statków i czołgów pochodzących z drugiej wojny światowej. Teleskop powstał jako prototyp takiego urządzenie na Hawajach, jednak (jak to z „przejściowymi” rozwiązaniami bywa) pozostał na dłużej. Jest sprawnym i dobrze działającym sprzętem, którzy nadal dostarcza (a został zbudowany przez Brytyjczyków w 1971 roku) dobrej jakości obrazów. Nazwa urządzenia to hołd oddany hiszpańskiemu astrofizykowi Carlosowi Sánchez Magro.

Wizyta kończy się po zapowiedzianym czasie około 90 minut, cała grupa pakuje się więc w auta i wyjeżdżamy z terenów obserwatorium.

Jako, że w drodze powrotnej nic nas już nie goniło (no, może poza lekkim głodem), postanowiliśmy się jeszcze zatrzymać w kilku miejscach i pokontemplować niezwykłe krajobrazy jakie funduje okolica. Wiatr chciał nam urwać głowy (co, jak okazało się później, było znamienne dla wysokości ponad 2000 metrów nad poziomem morza i towarzyszyło nam również w drodze na wulkan).

Niemniej jednak opatuleni w kurtki z kapturami, poza kilkoma przystankami ze względów estetycznych, zrobiliśmy również praktyczny postój – na rekonesans w rejonie wejścia na ścieżkę prowadzącą na wulkan. Już wtedy uderzyła nas bardzo mała ilość miejsc postojowych na parkingu zlokalizowanym na początku pieszej trasy na Pico del Teide.

Dzień zakończyliśmy mając w pamięci przepiękne panoramy, miękkie chmury osadzające się na zboczach gór, przeganiane raz po raz podmuchami wiatru, surową roślinność i ciepłe barwy nieba, poddającego się zachodzącemu leniwie słońcu.