MoniaMonia

Nasza pierwsza noc jest długa – nie nastawiamy budzików i pozwalamy trochę naszym ciałom zregenerować się po trudach podróży i wielogodzinnym braku snu. W związku z taką dyspensą zwlekamy się z łóżek po godzinie 10.00 kierowani bardziej rozsądkiem i chęcią odkrywania nowych miejsc, niż uczuciem regeneracji absolutnej. Nasze cele na drugi dzień w Tokio to Ogrody Cesarskie oraz odwiedzenie słynnej dzielnicy Shibuya. Oczywiście rozpoczynamy od Cesarza ☺

Najpierw jednak pałaszujemy śniadanie zakupione w 7eleven poprzedniego wieczoru i postanawiamy zatrzymać się gdzieś na pobudzającą kawę. Wchodzimy do jednej z sieciowych kawiarni, nakładamy sobie szczypczykami pachnące ciastem słodkości i siadamy przy stoliku. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Kawiarnia jest prawie pełna, nasze oczy rejestrują tylko jeden stół dla 2 osób – z siedzeniami na przeciwko siebie. Stolik wydaje się być wielkości kartki papieru, a przestrzeń, którą mam pokonać, żeby zasiąść naprzeciw męża wygląda na dobre 5 cm. Zrzucam więc przedmioty „obszernościowe” – kurtkę czy plecak i jakoś udaje mi się wejść (lękam się jednak o sytuację w drodze powrotnej, po zjedzeniu ciastka, w trakcie wyboru którego nie miałam do dyspozycji danych o przestrzeniach międzystolikowych). Oboje zdecydowaliśmy się na smakołyki z dodatkiem zielonej polewy. Jasnozielony kolor jest dla japońskich specjałów, zwłaszcza cukierniczych, bardzo charakterystyczny. Odpowiedzialna za niego jest matcha – drobno zmielona zielona herbata. Nam bardzo zasmakował ten dodatek, ale też jej podanie solo. Sami przywieźliśmy do Polski kilka jej wariantów – bardzo ciekawa, niezwykle aksamitna w smaku jest wersja z dodatkiem mleka. A już w małych, pękatych filiżankach bez uszka, z kwiatami wiśni – smakuje najlepiej! ☺

Pałac Cesarski i budynki urzędników położone są w centrum miasta, w malowniczym, rozległym Parku Chiyoda. Większość terenów jest niedostępna (a budynki niewidoczne) dla postronnych (przynajmniej z tzw. „marszu”, można ubiegać się pisemnie, z wyprzedzeniem, o pozwolenie na wejście do części z terenów), niemniej jednak otwarty dla gości teren Ogrodów Wschodnich, jest również przestronny, zadbany i uderza po oczach harmonijną zielenią ☺

WAŻNE 🔔
Warto wiedzieć, że ogrody zamknięte są (oczywiście poza specjalnymi okazjami czy świętami) w każdy poniedziałek oraz piątek.

Wejście do parku jest bezpłatne, przy bramie wejściowej należy jedynie pobrać plastikowy bilet, który zwracamy kończąc wizytę. Park jest otwarty od 8:00-16:00. Tereny są niesamowicie zadbane (choć to można powiedzieć o większości japońskich parków). Wszechobecna jest zieleń, równiutko przystrzyżona trawa, fantazyjnie ukształtowane drzewa, pojedyncze małe, malowniczo wplecione w tkankę parku mostki, mini wodospady. Zauważamy znajome i bardzo lubiane przez nas kwiaty – hortensje, pięknie wybarwione delikatnym fioletem i niezwykle dorodne – ale cóż się dziwić, w ciepłym klimacie i przy ogromnej wilgotności powietrza, nie ma prawa być inaczej. W parku ruch jest umiarkowany, zdaje się składać zarówno z turystów, jak i mieszkańców, którzy postanowili w zgiełku dnia udać się do tej zielonej oazy otoczonej drapaczami chmur. Park jest naprawdę rozległy i chociaż znajduje się w sercu miasta, to jest w nim cicho i przyjemnie. Co kawałek można dostrzec tablicę z mapą terenu, nie brakuje też sklepów z pamiątkami, jednak nie przytłaczających ani ofertą ani nagromadzeniem. Są to pojedyncze, proste pawilony z wybranym rękodziełem, pocztówkami, obrazami. Również co kawałek zwiedzający mają dostęp do czystych toalet. Po parku spacerujemy – jak większość obecnych tam osób – leniwie, ciesząc się chwilą spokojnego wytchnienia i otaczającą przyrodą. W takim skąpanym zielenią błogostanie upływają nam ponad 3 godziny. Po wyjściu z ogrodów ruszamy na spotkanie ze słynnym Hatchikō.

Kiedy tylko wynurzamy się z metra na ulicę, wiemy, że jesteśmy we właściwym miejscu. Tłum ludzi – to główny wyznacznik tej handlowo-rozrywkowej dzielnicy Tokyo. Bardzo szybko dostrzegamy również skwerek, na którym dumnie pręży się osławiony jeszcze za życia, wierny pies tokijskiego profesora.

CIEKAWE 💡
Brązowa figura zwierzęcia (postawiona pierwotnie w 1934 roku, w obecności samego czworonożnego celebryty, później została przetopiona w ciężkim okresie wojny, by na powrót ozdobić okolice metra w 1948 roku. Co ciekawe, drugi pomnik został wykonany przez syna nieżyjącego wówczas twórcy pierwowzoru) jest najbardziej rozpoznawalnym miejscem dzielnicy, będącym miejscem spotkań oraz atrakcją turystyczną.

Ze względu na przepotężną kolejkę do zdjęcia z Hatchikō, darowaliśmy sobie selfie z psiakiem, udało nam się jedynie pstryknąć lekko rozmytą fotkę – co przy tłumie okalającym pomnik i tak było nie lada wyczynem).

Przechodząc dosłownie kawałek dalej, można obserwować gigantyczne, równie słynne i równie chętnie i często fotografowane jak pomnik czworonoga skrzyżowanie, które w kilku kierunkach przekracza jednocześnie niebotyczna ilość osób (sięgająca ponoć w godzinach szczytu kilku tysięcy ludzi – mowa oczywiście o jednej zmianie świateł!). My co prawda obserwujemy mniejsze - ale nadal – morze ludzi płynące w godzinach późno popołudniowych. Dodatkowo – zaczyna akurat kropić, więc większość pieszych rozpościera nad swoimi głowami kolorowe parasolowe satelity. Obserwujemy kilka zmian świateł, a potem sami dajemy się porwać tłumowi i przemierzamy długie skrzyżowanie.

Nie spędzamy jednak w Shibuyi specjalnie dużo czasu – zdecydowanie bardziej od tłumnie obleganych lokacji preferujemy mniej zaludnione, czasami wręcz opustoszałe, mniej popularne zakamarki. Udaje nam się znaleźć i takie miejsca. Trafiamy na kilka bocznych odgałęzień, w przypadku których, nasze zainteresowanie nimi wzrasta wraz ze spadkiem szerokości uliczki. W poprzek wielu z nich, na delikatnym wieczornym wietrze kołyszą się czerwone, żółte czy białe lampiony. W jednej uliczce trwa natomiast prawdopodobnie edytorialowa sesja modowa i trzeba przyznać, że zdecydowanie umalowana modelka o europejskiej urodzie, w ciepłym świetle lamp, lampionów (i lekko wspomagających blend), na tle małych, klimatycznych japońskich knajpek, jest całkiem miłym dla oka widokiem :)